We wtorek 18.11.2025 r., nasza gromadka „Wędruj z Nami”, w ilości 24 osób, była na wycieczce pieszej z Ziemomyśla do Dolic. Do Ziemomyśla dojechaliśmy ze Stargardu pociągiem i z przystanku kolejowego ruszyliśmy pieszo przed siebie. Pogoda bardzo późno jesienna, ale na szczęście bez deszczu, którym straszono nas od kilku dni. Pomimo późnej jesieni, na polach trwały żniwa kukurydziane. Kombajn kukurydziany ścinał łany suchej kukurydzy i po zmieleniu, to wszystko było, na bieżąco, ładowane na duże naczepy samochodów ciężarowych. Te samochody i ciągniki trochę nam „przeszkadzały” na drodze którą szliśmy, najpierw do osady Ziemomyśl A, a stamtąd do Ziemomyśla B. W Ziemomyślu „A” przeszliśmy obok ruin starego kościoła z XIII wieku. Kościół został zniszczony podczas II wojny światowej. W Ziemomyślu B, droga była bardzo zabłocona samochodami i maszynami, którymi robiono wykopy pod kable energetyczne. Ale iść się dało. Było trochę zimno zwłaszcza gdy szliśmy drogami przez pola. Po obu stronach pól były usypane ogromne sterty, naprawdę dorodnych, buraków cukrowych, czekających zapewne na transport do cukrowni. W pewnym momencie dało się słyszeć głośny klangor żurawi, a było to naprawdę bardzo duże stado tych ptaków, które wzlatywały znad pola z dużym krzykiem. Widać, nie chciało im się odlatywać do cieplejszych krajów. Pomimo późnej jesieni, na polach widoki jakby z końca lata. W pobliżu kolorowych kamieni, nasza Irenka zarządziła krótki postój aby się rozgrzać herbatką energetyczną. Oj pomogło bardzo. Za chwilę poszliśmy dalej i doszliśmy do jeziora Gardzko, nad którego brzegiem zatrzymaliśmy się na dłuższy postój. Tam przy stołach, pod wiatami ,uroczyście złożyliśmy życzenia naszej drogiej jubilatce Irence i odśpiewaliśmy 100 lat. Życzeniami urodzinowymi obdarzyliśmy również kolegę Tadeusza. Nasza biesiada nad jeziorem nie trwała zbyt długo, bo musieliśmy ruszać dalej, do Dolic, a przed nami było jeszcze drugie tyle drogi. Teraz nasza droga była dużo lepsza, bo prowadziła traktami leśnymi a las chronił nas od zimnego wiatru. W lasach drzewa bez liści i można było nieraz zauważyć ich dziwne kształty koron i pni. Podłoże leśne było pokryte jakby dywanem, grubą warstwą opadłych brązowych liści. Przeszliśmy też obok jednego z pomników przyrody jakim była duża i bardzo rozłożysta sosna zwyczajna. Musieliśmy iść dosyć dziarsko, bo wydawało się nam, że czas upływa bardzo szybko, a drogi zbyt dużo nie ubywa. Kolumna się bardzo rozciągnęła. Wydawało się że do pociągu nie zdążymy, no, chyba, gdyby pociąg się nieco spóźnił. Czoło kolumny dotarło do stacji w Dolicach na kilkanaście minut, a końcówka na 2 minuty przed odjazdem pociągu do Stargardu. Trochę zasapani i zdyszani weszliśmy do pociągu, ale szczęśliwi, że zdążyliśmy. Wycieczka z przygodami i pomimo chłodnej aury, udana. Wielkie słowa uznania dla naszych dzielnych koleżanek, za sprawność i dobrą kondycję. Szczególne uznania należą się naszej jubilatce Irence. Dzielne nasze dziewczyny przeszły ponad 15 kilometrów, a my z nimi oczywiście i to dosyć szybkim marszem. A tak na przyszłość: takie dłuższe wycieczki będziemy organizować w okresie wiosenno – letnim, gdy jest cieplej i kiedy dni są dłuższe. Pozdrawiam wszystkich wycieczkowiczów.
Opracował: Zbigniew Twardochleb
Wstawiła: HG